Jego ton powodował, że ciarki przeszły mnie po całym ciele.
Nadal miałam zamazany obraz. Nie chciałam wiedzieć co teraz pomyśleli Ci
wszyscy ludzie. Bałam się teraz co będzie z Jake’iem, Niallem, mną.
-Proszę pana, to moja wina!- zaczął krzyczeć Niall chwytając
się za głowę.
Szef tylko popatrzał na niego z nienawiścią i zawołał:
-Ochrona! Proszę go wyprowadzić, natychmiast! – wskazał na
blondyna.
Nie miałam zamiaru się wtrącać, bo bym pewnie pogorszyła
swoją sytuację. Jak rozkazał mój pracodawca, kilku wysokich i dobrze
zbudowanych mężczyzny, poprosiło o natychmiastowe wyjście Nialla. No właśnie –
„pracodawcą”. Ciekawe czy nadal nim będzie, po tym przedstawieniu. W głowie
miałam tysiące myśli i ani jednej pozytywnej. Także ciekawość nie dawała mi
spokoju.
-Do gabinetu, proszę.- powtórzył, próbując mówić to
spokojnie. Pewnie dlatego, że sklep był przepełniony, a w dodatku tłum czekał
na dalszy ciąg akcji. W ciszy udałam się go owego gabinetu. Szłam tam jakbym
miała iść na wyrok sądowy. Okropne uczucie, wręcz chciałam zapaść się pod
ziemię i zostać tam jak najdłużej. Ledwo co nacisnęłam głupią klamkę od drzwi,
która prowadziła prosto do pokoju. Weszłam najciszej jak się da. W środku
czekał już Jake z workiem lodu na czole. Poczułam się wtedy okropnie. Nie do
końca wiem o co poszło, ale miało to związek ze mną, czułam się winna.
-Siądź, proszę. – powiedział spokojnie szef, ku mojemu
zdziwieniu nie był, aż tak zdenerwowany jak kilka minut temu. Jak na rozkaz,
usiadłam.
-Czy pani wie co teraz będzie? Pomyślała pani o tym, że może
ucierpieć interes?- spokój znikała z jego twarzy.
-Ale ja …
-Co pani sobie wyobraża? Pani dopiero pracuję tu jeden dzień
i to nie cały!
-Ale ja naprawdę nie wiem co się tam stało..
-Zna pani tego chłopaka ?
-Tak, ale …-znów nie dane mi było dokończyć.
-I tyle mi wystarczy.
-Proszę Pana ja naprawdę potrzebuje tej pracy..- oznajmiłam
rozpaczona.
On tylko popatrzał raz to na mnie raz na mojego
współpracownika Jake’a. Po krótkiej chwili namysłu powiedział:
- Nie zwolnię Pani pod jednym warunkiem.
Popatrzyłam na niego pytająco i z nadzieją.
-… musi pani zostać po godzinach przez następne kilka dni i
to za darmo. Inaczej musielibyśmy się pożegnać. Decyzja należy do pani.
Nie zastanawiając się dłużej, poprzestałam na tą propozycję.
***
Tłum po moim wyjściu z gabinetu nie zmniejszył się, jakby
wszyscy byli ciekawi co się będzie dziać. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam ze
sklepu tak szybko jak to było możliwe.
W biegu nakładałam kurtkę i długi szal. Za rogiem czekała
mnie kolejna niespodzianka w tym dniu. Niall.
-Słuchaj, ja naprawdę…
-Daruj sobie. – wykrztusiłam tylko i ominęłam go zwinnie,
lecz on dalej podążał za mną jak cień.
-Proszę, tylko mnie wysłuchaj..
- Już wystarczająco zrobiłeś. Prawie mnie wyrzucili. Jeśli
chcesz się mścić za tą sytuację w kawiarni z Emmą to mogłeś to zrobić w inny
sposób.
- Ja cię tylko broniłem.
- Przed czym ? Zresztą nieważne, nie musiałeś do tego użyć
siły. – powiedziałam zdenerwowana.
-Ja nie zacząłem..
Nie miałam ochoty ani siły słuchać jego tłumaczeń. Rzuciłam
mu tylko ostatnie spojrzenie i oddaliłam się. Droga powrotna do domu trwała dla
mnie miesiącami a nawet dłużej.
Wchodzą przez drzwi wejściowe poczułam pustkę. Straciłam
wszystkich. Wszystkich, którzy mnie kochali.. najlepszą przyjaciółkę, Nialla a
także kontakty z rodzicami się popsuły. Zrzuciłam kurtkę i zawiesiłam ja
niezdarnie na wieszaku w holu.
-Amy, musimy porozmawiać.
-Coś się stało?
-Nasz wyjazd może się trochę opóźnić.
Szczerze ? Wcześniej nie chciałam nawet myśleć o tym
wyjeździe, a teraz chciałabym uciec z tego miejsca.